Powitanie Makaków

Sięgam po aparat, za późno! Coś chwyta mnie za rękaw. Odwracam się odruchowo. Kątem oka widzę włochaty kształt. Coś zrywa mi czapkę z głowy, to dzika małpa wskakuje mi na plecy. Zanim zareagowałem, ta błyskawiczne zaczęła rozpinać mój plecak. Z pomocą przybiegł m współtowarzysz Kong ( Amerykanin) chwycił małpę za kark i odrzucił ją w bok. Syknęła i wyszczerzyła kły… przeszedł mnie dreszcz po plecach. Wszystko trwało zaledwie ułamki sekund. Gdy ochłonęliśmy, w oddali zauważyliśmy mnichów odganiających małpy od turystów długimi na 2 metry kijami.

Z Chengdu wyruszyliśmy z samego rana, tak by dotrzeć pod szczyt przed zmrokiem, w przeciwnym razie groził nam brak noclegu. Trzy godziny jazdy i można wyjść z autokaru. Na zewnątrz zostałem odurzony czystością powietrza i przestrzenią wokół mnie, przyzwyczajony do życia w miejskiej dżungli czułem się niesamowicie. Rześkie i mroźne powietrze zapowiadało udaną wyprawę. Plan był taki, wspiąć się pod szczyt, spędzić tam noc, by przed świtem dotrzeć na sam wierzchołek góry Emei.

Droga na szczyt Emei

Zrobiliśmy to! Dotarliśmy prawie pod sam szczyt, gdy naszą drogę zatarasowało stado dzikich małp górskich. Były wszędzie, wisiały na drzewach, siedziały na barierkach ochronnych i pełzały po ścieżce. Wyszły na łowy, a ich łupem miała być zawartość plecaków czy turystycznych toreb.

Po potyczce z małpami, marzyliśmy już  tylko o klasztorze, do którego zmierzaliśmy na noc. Pozostały nam już tylko dwa kilometry do przejścia, ale z każdym kolejnym krokiem powietrze stawało się coraz rzadsze a serca biły nam coraz szybciej. Myśleliśmy tylko o odpoczynku i ciepłym jedzeniu, które tam dostaniemy. Zapadał zmierzch, ściemniało się błyskawicznie, byliśmy już u celu. Niestety klasztor okazał się kapliczką…, planowany nocleg rozpłynął się w przysłowiowej mgle. Pomocy udzielili nam przypadkowo spotkani turyści, wskazując na mapie położenie najbliższego schroniska.


0

Nocleg

Była nas piątka, tak więc otrzymaliśmy dwa pokoje, 2 i 3 osobowy. Do pokoju prowadziła ścieżka wiodąca zabezpieczoną półką skalną. Nasze pokoje łączył wspólny hol. Tam znajdował się elektryczny piecyk grzewczy. Nasze obawy przed ewentualną kradzieżą przegrały z potrzebą ciepła, tak więc drzwi do obydwu pokoi zostawiliśmy otwarte, by wpadało do nich jak najwięcej ciepła. Wszystko to okazało się zupełnie niepotrzebne, gdyż Chińska myśl techniczna zapewniła świetny sposób walki z zimnem tanim kosztem – ogrzewane łóżka. Wystrój pokoju był prosty: trzy łóżka, stolik i szafka nocna, ale czy potrzeba czegoś więcej.

Kolacja byłą dla nas kolejną atrakcją, gdyż oprócz tradycyjnych chińskich potraw, restauracja na szczycie posiadała, szeroki wybór produkowanych na miejscu alkoholi. Naszą uwagę zwrócił szklany zbiornik z baijiu ( chiński odpowiednik wódki), w którym znajdowało się zwinięte ciało węża. Gospodarze namawiali nas tak długo, aż zgodziliśmy się spróbować ich specjalności.  Po kolacji położyliśmy się spać. Mimo wczesnej godziny ogrzewane łóżko i chińskie baijiu sprawiły, że zasnąłem momentalnie.

Na szczyt można było się dostać na 2 sposoby, kolejką linową lub tradycyjną ścieżką. My wybraliśmy tę drugą opcję . Stacja kolejki otwierała się o godz. 7.30, aby zdążyć na wschód słońca trzeba było iść. Wyruszyliśmy o 4.00. Nie obyło się bez problemów. Pół godziny błąkaliśmy się w kompletnych ciemnościach zanim odnaleźliśmy szlak prowadzący na szczyt.

Rzadkie powietrze od razu dało o sobie znać, po przejściu każdych stu kroków musieliśmy zrobić przerwę, by złapać oddech. Po przejściu kolejnych 500 kroków,  zauważyłem siną twarz Liu,mojej koleżanki. Stało się jasne, że nie da rady dojść na szczyt. Musiałem podjąć decyzję. Nie mogliśmy się rozdzielić, było zbyt niebezpiecznie. Sprowadziliśmy koleżankę do stacji kolejki, a sami ponownie ruszyliśmy pieszo. Mieliśmy do nadrobienia godzinne opóźnienie.

0

Świątynia na górze Emei

Opłaciło się! Narzucone tępo wyczerpało nas doszczętnie, ale było warto, dotarliśmy na czas. Słońce mijało linię horyzontu. Staliśmy na szczycie ponad chmurami, w momencie gdy pierwsze promienie światła rozświetliły złoty posąg Buddy. Moim oczom ukazał się pejzaż jak z pocztówki, stałem na szczycie, a chmury były pode mną. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem coś tak doniosłego, czułem się niesamowicie, usiadłem i patrzyłem aż słonce wejdzie nad horyzont.

Święta Góra Buddystów nazywana po chińsku Emei shan mająca ok. 3.099 m n.p.m. wysokości to jedna z 4 najświętszych gór w Chinach. Jest miejscem licznych pielgrzymek wyznawców tej wiary. Góra znajduje się w prowincji Syczuan w odległości 2 godzin jazdy autokarem od Chengdu. Na stokach góry zlokalizowane są liczne świątynie będące miejscem kultu a także turystyczną atrakcją. Lasy świętej góry są siedliskiem licznych stad makaków.

Recommended Posts